Startowałem w średnim nastroju. Bo jeszcze na tydzień przed organizatorzy rajdu straszyli zdjęciami z resztkami śniegu w okolicach Kolbud. Na szczęscie później był dość zdecydowany atak wiosny. Teren też ani łatwy, jak Czarnej Wodzie, ani trudny jak w Elblągu. Byłem najedzony (1,5 obiadu w Gdańsku i jeszcze pół tuż przed startem w Kolbudach). W plecaku znaczniej mniej jedzenia i innych ciężarów niż na H-44. Zdecydowałem się też na start w polarze zamiast w zimowej kurtce. Za to nowość w moich startach - wziąłem czapkę i lekkie rękawiczki. Największą obawą był stan moich stóp - po sporej aktywności zaledwie na tydzień przed startem i to w takich sobie butach, nie udało się doprowadzić prawej stopy do przyzwoitego stanu. Wręcz mogę oszacować, że na starcie zużycie prawej stopy było rzędu 30 km. Niektórzy (mama) nawet proponowali rezygnację ze startu... Ale skoro już zapłacone ;-)...
Do PK1 po oczywistej trasie, w długaśnym peletonie wariatów ze światełkami na głowach. Rządzimy na szosie, samochody albo jadą powolutku środkiem jezdni albo, jak w Lublewie, zatrzymują się w ogóle. Na północnym skraju Lublewa jakoś za ostre wydaje mi się to odejście drogi w prawo, na północ (ślad to potwierdza), ale wszyscy bez wyjątku idą, to ja też. Na punkcie jestem o 22:10
Do dwójki pierwotnie planowałem podejść po wschodniej stronie jeziora, bo według mapy to lepsza droga i bardziej oczywiste dojście, ale przy przecinaniu Otomin - Sulmin wszyscy wybierali jednak nieco krótszy wariant zachodni, więc ja też. Na koniec dobrzy ludzie wskazali, że trzeba odbić w prawo. Do punktu dotarłem o 22:57.
Pierwszym wariantem, jaki przyszedł mi do głowy do "wariant asfaltowy", czyli z powrotem przez Kolbudy, ale dostrzegłem na mapie te dwa dorysowane przez ogranizatorów mostki i pomyślałem, że to jest jakaś ich dobra podpowiedź. Jeżeli uda się trafić w tę lekko łukowatą dróżkę leśną za zachód, to znalezienie jednego z tych mostków i dalsza droga powinny być bezproblemowe. Udało się, mimo, że ślad w lesie lekko odstaje od mapy. Mapa z Geoportalu tłumaczy, czemu ślad lekko odstaje od mapy w centrum Łapina Górnego i zbyt długą prostą pod odbiciu od brzegu jeziora na północny zachód. Nawiasem, kompletnie nie pamiętam ani tej prostej, ani skrętu w lewo, ani wejścia do lasu już nieco od tyłu! Dziura w pamięci! Do punktu dotarłem o 2:04.
Geoportal (zmień skalę na 1:5 000)
Do czwórki mam taki plan: wejść na ten łuk na południe od trójki, następnie leśną ścieżką na południowy zachód, na skrzyżowaniu skręcić na zachód i przy kwaterze 180 wejść na "magistralę" północ-południe Skrzeszewo Żukowskie - Marszewska Góra, dalej na piątym biegu asfaltem aż do okolic PK4. Niestety, tego łuku nie zauważam i wcześnie skręcam na zachód do Skrzeszewa Żukowskiego, teraz "magistralą" i dalej, od Marszewskiej Góry, asflatem. Widzę, że sporo ludzi schodzi na PK4 z asfaltu tuż za zakrętem w przecinkę, a ja mimo wszystko realizuję plan dojścia ścieżką, która odchodzi od asfaltu nieco dalej. Na skrzyżowaniu ścieżek rozterka, zaraz postanawiam wrócić do asfaltu i spróbować tą przecinką (która w rzeczywistości jest przyzwoitą drogą, jak pokazuje Geoportal), więc zawracam, jest okazja do skrótu, więc skracam i nagle... zamiast na wschód (do asfaltu), idę na zachód! Nadchodzą jacyś zawodnicy i okazuje się, że niechcący zmierzam do punktu! Docieram o 4:57. Na punkcie straciłem ostatecznie nadzieję na zrobienie pierwszej pętli w czasie, który pozwoliłby na zdobycie certyfikatu Harpagana i przysiadłem przy ognisku na ponad pół godziny.
Geoportal (zmień skalę na 1:5 000)
Przed wyjazdem na Harpagana przejrzałem sobie na spokojnie archiwalne mapy z poprzednich moich edycji, szczególnie z 32. edycji z Przodkowa i przypomniałem sobie, że w tym lesie, który jest między PK4 a PK5, niewiele się wtedy zgadzało z mapą. Teraz mam w ręku tę samą mapę, chociaż już kolorową, ale tak samo archaiczną, jak przed laty, więc postanawiam starać się iść po prostu na północ, a później się martwić. W ten sposób przewędrowałem ponad 2 godziny, przyłączył się do mnie jeden harpaganowicz i trzeba było się zacząć jakoś namierzać. Akurat spotkaliśmy ludzi, którzy z piątki już wracali. "Najpierw w lewo, później w prawo, jakieś 2 kilometry" - wskazali. Aleśmy się jakoś rozkojarzyli i zrobiło się wokół nas podejrzanie cicho i pusto. Kolega postanowił natychmiast zawrócić, a ja postanowiłem pójść jeszcze kawałek, żeby zorientować się dokładnie, gdzie jestem. Udało się. Trzeba zawrócić i skręcić w lewo. Wydawało mi się, że na punkt natrę od wschodu, a okazało się, że jestem na zachód od niego. Zorientować się na podstawie linii energetycznych nie dało, bo na mapie ich nie było. Ostatecznie docieram do punktu 7:51, zaledwie 9 minut przed jego zamknięciem. Mój towarzysz wbiegł tuż po 8:.
Ruszyłem o 8:04, ale po chwili w ogóle nie mogłem rozpoznać okolicy i doszedłem do wniosku, że w porannym zamroczeniu zszedłem na przeciwległą stronę wzniesienia. Później jeszcze przedzieranie się przez "scieżki" na wschód i południe od punktu i... po 20 minutach byłem niemalże na brzegu czerwonego kółka otaczającego punkt na mapie! Postanawiam dalej realizować taktykę ograniczonego zaufania do mapy i uderzać na południe i wschód aż do szosy Marszewska Góra - Majdany albo leśnej "magistrali północ - południe" (Skrzeszewo Żukowskie - Marszewska Góra), w zależności, dokąd mnie zniesie moja taktyka. A musiałem być mocno zamroczony, bo nie poznałem, że idę tą samą drogą, którą szedłem do PK5, choć w przeciwnym kierunku. Nie wyczuwałem też, że aż tak bardzo znosi mnie na zachód. W końcu skręciłem na wschód i gdy wydawało mi się, że lada moment powinienem wyjść na szosę, ze sporym rozczarowaniem rozpoznałem, że stoję dopiero na skraju wielkiej polany o nazwie Ząbrsko Górne. Na szczęście teraz droga już oczywista. Docieram do PK6 o godzinie 10:20.
10 minut odpoczynku i wyznaczam cel: dotrzeć do PK7 przed 12:30, żeby następnie spokojnie przez 1,5 godziny dotrzeć na półmetek przez jego zamknięciem. Najpierw do szosy, nie według mapy (wszak nawet PK6 nie leży według mapy), ale tak jak rzeczywistość terenu pozwala - czyli na wschód, a jak się da, to odbijać na południe. Dochodzę do krzyżówki, skręcam w prawo i zaraz w przecinkę w lewo, która ma mnie wyprowadzić prawie prosto na punkt. Niestety, przecinka zanika, przeskakuję rów, przy próbie przeskoczenia kolejnego odkrywam zaraz po lewej drogę leśną, jakieś skrzyżowanie, widzę za lasem zabudowania, to musi być Babi Dół. Wychodzę na skraj lasu. Tutaj zaraz powinien być. Nie ma?! Teraz dopiero doznaję olśnienia, gdzie jestem i zaraz docieram na punkt. Jest 12:13. Dobry czas.
Tak mnie jakoś ten dorysowany na mapie przez organizatorów most zaczarował, że nie dojrzałem prostej drogi przez PKP Kolbudy, a poszedłem "po trójkącie" przez PKP Pręgowo Gdańskie. Na koniec piękna panorama Kolbud i spokojnie doczłapuję do szkoły o 13:38.
Edycję zaliczyłbym do umiarkowanie trudnych, chociaż liczba Harpaganów wskazywałaby raczej, że edycja była dość łatwa. Byłaby szansa na zrobienie setki, gdyby nie niedoleczona stopa, a tak naprawdę to mam poczucie, że po kilkunastu startach w Harpaganie wciąż nie używam właściwego obuwia. Skoro widzę, że ktoś w swojej relacji stwierdza oczywisty dla niego fakt, że są firmy, które produkują buty specjalnie do trail trekkingu, a ja pierwszy raz w ogóle słyszę taki termin i sobie po prostu w wodoodpornych karrimorach chodzę...
Na koniec łyk statystyki:
punkt kontrolny | dystans nominalny etapu (km) | dystans rzeczywisty etapu (wg GPS) (km) | dystans nominalny od startu (km) | dystans rzeczywisty od startu (wg GPS) (km) | stosunek dystansu rzeczywistego etapu do nominalnego | czas przejścia etapu (h:m) | czas przejścia od startu (h:m) | czas odpoczynku na początku etapu (na poprzednim PK) (wg GPS) (m:s) | prędkość nominalna etapu (km/h) | prędkość rzeczywista etapu (km/h) | prędkość rzeczywista etapu po odjęciu czasu odpoczynku na poprzednim punkcie (km/h) | czas potrzebny na ukończenie pełnej setki przy utrzymaniu dotychczasowego tempa (h:m) |
|
||||||||||||
1 | 6,0 | 7,0 | 6,0 | 7,0 | 1,17 | 01:10 | 01:10 | 5,1 | 6,0 | 6,0 | 19:26 | |
2 | 3,0 | 3,2 | 9,0 | 10,2 | 1,07 | 00:47 | 01:57 | 03:30 | 3,8 | 4,1 | 4,4 | 21:40 |
3 | 11,0 | 13,1 | 20,0 | 23,3 | 1,19 | 03:07 | 05:04 | 09:30 | 3,5 | 4,2 | 4,4 | 25:20 |
4 | 8,5 | 10,4 | 28,5 | 33,7 | 1,22 | 02:53 | 07:57 | 17:30 | 2,9 | 3,6 | 4,0 | 27:53 |
5 | 5,5 | 8,2 | 34,0 | 41,9 | 1,49 | 02:54 | 10:51 | 33:00 | 1,9 | 2,8 | 3,5 | 31:54 |
6 | 6,0 | 10,2 | 40,0 | 52,1 | 1,70 | 02:29 | 13:20 | 13:00 | 2,4 | 4,1 | 4,5 | 33:20 |
7 | 5,5 | 6,9 | 45,5 | 59,0 | 1,25 | 01:53 | 15:13 | 10:00 | 2,9 | 3,7 | 4,0 | 33:26 |
8 | 4,5 | 4,9 | 50,0 | 63,9 | 1,09 | 01:25 | 16:38 | 09:00 | 3,2 | 3,5 | 3,9 | 33:16 |
|
||||||||||||
50,0 | 63,9 | 1,28 | 16:38 | 01:35:00 | 3,0 | 3,8 | 4,2 |
Mapa rajdowa pochodzi ze strony Ekstremalnego Rajdu na Orientację "Harpagan"
Ślad na mapę rajdową naniosłem w programie QuickRoute.
Mapy o dużych skalach (1:5 000) pochodzą ze strony www.geoportal.gov.pl.
Przemysław Janiszewski, numer startowy 193.