Harpagan-32 - Przodkowo, 20-21.10.2006


O co w tym idzie? Po prostu się idzie ;-)

Poniższa relacja jest adresowana w pierwszym rzędzie do uczestników. Dla pozostałych może wydać się nudna: idzie się, idzie się i idzie ;-); dla tych osób kilka słów wyjaśnienia, czym jest Harpagan.

Ekstremalny Rajd na Orientację "Harpagan" odbywa się na Pomorzu Gdańskim dwa razy w roku - wiosną i jesienią. Zadaniem uczestnika jest przejście w ciągu 24 godzin 100-kilometrowej trasy wyznaczonej po kolei przez 15 punktów (zwanych punktami kontrolnymi, w skrócie: PK) zaznaczonych na mapie topograficznej. Trasa dzieli się na dwie pętle po 50 km, zatem start, punkt 8. i meta są umiejscowione w bazie rajdu, którą jest budynek szkoły w jakiejś niewielkiej pomorskiej miejscowości. Pozostałe punkty kontrolne są ukryte w lasach. Mapę dostaje się o 20:57. Start jest o 21:00. Wybór drogi dojścia do poszczególnych PK należy do uczestnika. Czasem idzie się wygodnym asfaltem, czasem leśną drogą, a czasem zupełnie na przełaj :-).

Oprócz trasy pieszej rozgrywana jest też trasa rowerowa (200 km w 12 godzin) oraz mieszana (50 km pieszo i 100 km rowerem w 18 godzin).

Wzorowa organizacja imprezy i wspaniała atmosfera sprawiają, że w każdej edycji rajdu staje na starcie prawie tysiąc uczestników z całej Polski.


Przedakcja

Celem mojego trzeciego w życiu Harpagana (poprzednio H-29: PK 9 i H-31: PK 8) jest osiągnięcie wyniku znacząco lepszego niż pierwsza pętla; z drugiej strony wiem, że pełne dwie pętle to raczej marzenia ściętej głowy.

W ramach przygotowań przeszedłem się jedynie Wysokim Grzbietem Gór Izerskich ze Szklarskiej Poręby do Świeradowa-Zdroju - to jakieś 25 km. Starczy. Ja w ogóle dużo chodzę na co dzień.

Po długiej, ale spokojnej podróży z noclegiem w Toruniu (pozdrowienia dla Agnieszki i ekipy :-)!) przybywam do Przodkowa i instaluję w bazie. W końcu wychodzę na spacer po Przodkowie, a celem jest obiekt zaznaczony na mapce z informatora rajdowego jako "rest.". Ku mojej wielkiej radości okazuje się czynną (!) restauracją, w której z wielką przyjemnością zjadam barszcz, naleśniki z wiśnią a do tego piwko. Napełniający się żołądek powoduje wzrost optymizmu. W wyobraźni widzę siebie dochodzącego do trzynastego punktu kontrolnego.

Na półtorej godziny przed startem sytuacja wygląda dobrze jak nigdy dotąd: jestem najedzony (na wiosnę w Bożympolu Wielkim startowałem podgłodniały), absolutnie nie zanosi się na deszcz, a że długo nie padało, to i leśnie ścieżki powinny być bez błota. Czego chcieć więcej?! Troszkę niepokoi mnie tylko lekki ból przy ruszaniu prawym kolanem, czyżby wziął się od siedzenia w pociągach i autobusie? Ale wiem, że taki ból raczej zniknie pod wpływem ruchu niż się pogłębi, więc specjalnie się tym nie martwię.

Ostatni punkt programu przed wyruszeniem na start to pakowanie plecaka. Ostateczny jego skład: zapasowe buty zamszowe, dwie pary skarpet, żel do stóp, plaster, spirytus salicylowy, dodatkowa bluza na wypadek zimna (czas pokaże, że to wszystko nie przyda się na trasie), płaszcz przeciwdeszczowy (też się nie przyda, ale to obowiązkowy bagaż), termos z 0,7 litra gorącej herbaty, trzy banany, 3 knoppersy, pół czekolady mlecznej, litr soku z owoców egzotycznych. Najważniejsze jest poza plecakiem: czołówka i kompas.


START -> PK 1 (5,5 km)

Harpagan-32: Start -> PK 1

Do jedynki - jak zawsze - szybki marsz, jeszcze te kilkuset ludzi idzie razem, ja raczej gdzieś z przodu, oglądam się w tył i widzę wstęgę światełek ciągnących się po ukrytej w ciemościach ścieżce po jednym pagórku, a dalej po drugim pagórku... Total abstrakszyn :-)!

Na punkcie jest mały korek, o 22:01 dokonuję pierwszego dziurkowania karty startowej. 10 minut siedzenia, patrzenia w mapę i obmyślania drogi do dwójki. Jest mi ciepło. Nie piję gorącej herbaty, oszczędzam na później.

PK 1 -> PK 2 (12,5 km)

Harpagan-32: PK 1 -> PK 2

Najpierw kilometr na wschód do Sitna, później cały czas elegancką drogą, przekraczam szosę w Bobrowej, ciągnę za grupą młodzieży, która nadaje mocne tempo, na PK 2 powinienem być nie później niż o 23:30. Najpierw przejazd, później wiadukt kolejowy w lesie, Radunię przekraczam wygodnym mostem (później dowiem się, że niektórzy przekraczali rzeczkę w bród, niektórzy pospadali do wody z jakiejś kładki, która się połamała :-D), w Babim Dole skręt w prawo na szosę, po 500 metrach skręcam do lasu, choć inni idą dalej szosą. Tuż przed punktem kontrolnym omal nie wywracam się w kałuży błota, która niespodziewanie pojawiła się na trasie. Punkt drugi osiągam bezproblemowo o 23:32.

Tutaj już herbatkę piję z przyjemnością, spożywam także banana. Do trójki chcę iść po przekroczeniu szosy Babi Dół - Borcz prostą jak strzała przecinką do drogi Borcz - Skrzeszewo Żukowskie, 100 metrów w lewo i dalej ścieżką na południe.

PK 2 -> PK 3 (18,5 km)

Harpagan-32: PK 2 -> PK 3

Po dojściu do szosy spostrzegam, że ci przede mną idą w lewo (!). Dziewczyna, która szła z(a) nimi:
- Chłopaki, jesteście pewni, że dobrze idziecie?
- Tak!
Za chwilę idę z nią w prawo szosą, zaraz wchodzimy w las w to, co miałoby być ową planowaną przecinką. Za nami spora grupa ludzi, którzy pojawili się ni stąd, ni z owąd. Jak to czasem z prościutkimi na mapie przecinkami bywa - niespodzianie kończy się. Ludzie znajdują, że zaraz w lewo jest porządna ścieżka. Utworzył się mały peleton, nikt tutaj nie wie (a w każdym razie ja nie wiem), gdzie jesteśmy i którą ścieżką idziemy, ale idziemy średnio na południowy-wschód, czasem bardziej na południe, czasem bardziej na wschód, i to jest jedyna optymistyczna wiadomość. Wydaje się, że będzie ciężko znaleźć PK 3, będzie ciężko, duża strata będzie.

O 1:00 doszliśmy do rozwidlenia, grupka pewnym krokiem poszła w lewo, a ja i trójka ludzi stanęliśmy gapiąc w mapy, a tutaj przyszedł ktoś z prawej, ktoś z lewej i ten, który przyszedł z lewej mówi że do PK 3 trzeba iść 500 metrów w lewo i skręcić w prawo. No to idziemy :-). W ten szczęśliwy sposób osiągam PK 3 o 1:13.

PK 3 -> PK 4 (27,0 km)

Harpagan-32: PK 3 -> PK 4

Na razie idzie pięknie, nieśmiało zaczyna docierać do mnie myśl, że jest szansa na... tytuł Harpagana. Zniechęcony do przecinek, postanawiam dostać się do Ząbrska Górnego, iść wygodnie szosą i w Nowej Wsi Przywidzkiej odbić w prawo do lasu. Na rozwidleniu, na którym miałbym zacząć realizować ten plan, muszę skręcić w lewo (na południowy wschód), ale wszyscy przede mną idą prosto. Postanawiam zaczerpnąć z mądrości zbiorowej, błyskawicznie zmieniam plan i całkiem wygodną drogą przemierzam las na zachód. W okolicach godziny 3: spotykam na leśnym skrzyżowaniu koło kwartału 204 samotnego wędrowcę, który stwierdza, że trzeba iść w lewo i pyta:
- Sam idziesz?
- Sam.
- To chodź!
Idziemy razem, tempo zarąbiste, wokół nas inni ludzie, kolejne duże skrzyżowanie wszyscy się zatrzymują, zaglądają do map, ja bardziej na odpoczynek, zaraz ruszam, mój towarzysz gdzieś się zapodział, pewnie jest już daleko z przodu. Za chwilę słyszę za plecami jego charakterystycznie szybki krok.
- Znowu się spotykamy :-).

W tym ciemnym lesie jest niesamowite, czyściutkie niebo, a jest to akurat czas maksimum roju Orionidów. Można obserwować do 30 meteorów na godzinę. Ale nie ma na to czasu :-/!

Cały czas na południowy zachód, w kierunku wsi Kamela, z dwójką dodatkowych towarzyszy dochodzimy w końcu do skrzyżowania w pobliżu wsi. Światełka żadne przez drzewa nie prześwitują, ale jest na to wcześnie, słychać za to szczekanie psów. Demokratycznie ustalamy, że prawdopodobnie znajdujemy się 0,5 km od Kameli, niecały kilometr od czwórki i pora skręcić na północny zachód. Tuż przed punktem małe zamieszanie, jacyś ludzie szukają strumyka dla orientacji, ja szukam ścieżki, która równo na północ prowadzi do punktu, mój towarzysz postanawia ruszyć na przełaj. Spotykamy się zaraz na PK 4. Jest 3:52.

PK 4 -> PK 5 (34,5 km)

Harpagan-32: PK 4 -> PK 5

Tutaj z moim towarzyszem, jak się okazuje - Arturem, i jeszcze dwójką która szła z nami od jakiegoś czasu postanawiamy zawiązać koalicję. Co cztery głowy, to nie jedna. Ścieżką na wschód do szosy Kamela - Egiertowo, a później elegancko szosą przez Egiertowo, ścinając zakręt przed Somoninem brzegiem lasu, pod wiaduktem kolejowym, przez przejazd kolejowy i prosto na północny wschód do lasu. Prowadzę moją grupą z zamiarem atakowania punktu przecinką od zachodu, niestety przecinki nie widać, ale zaraz jest szeroka piaszczysta droga; w efekcie przychodzimy do PK 5 z północy :-). Jest 6:04. Artur informuje, że jesteśmy w okolicach miejsca 240, a na czwórce byliśmy coś w okolicach 180 miejsca. Wierzyć mi się nie chce. Jak ci ludzie szli, skoro nikt nas nie wyprzedzał, a spadliśmy o 60 miejsc?!

Potrzebuję 10 minut odpoczynku. Herbatka, słodki wafelek, ognisko :-). W tej chwili idziemy na 27 godzin. Szacuję, że pierwszą pętlę skończymy o 10:30.

PK 5 -> PK 6 (41,5 km)

Harpagan-32: PK 5 -> PK 6

Ruszamy szeroką leśną drogą na północny wschód, za przejazdem kolejowym na szosę Somonino - Kartuzy. Artur i reszta załogi zatrzymują się na analizę mapy, ja nie mam żadnych wątpliwości, gdzie należy skręcić w prawo więc idę dalej i dzięki temu przez moment mogę sobie pozwolić na własne, leniwsze tempo 6 km/h. Za chwilę powrót do twardego arturowego marszu 8 km/h. Dwa kilometry od zejścia z szosy należy skręcić w lewo, na północ. Artur z naszą dwójką i jeszcze kilkoma ludźmi, którzy przyłączyli się w lesie mają nade mną 30 metrów przewagi i poszli prosto (!), więc krzyczę mu:
- Ja tu skręcam!
- Przemo, to jest dopiero ta pierwsza przecinka. Chodź!
- Tam będą przełaje!
- Wiem!
- Zobaczymy się na punkcie!
- Dobra!

Zatem rozłam: ja skręcam na północ, reszta idzie prosto. Nie mogę pojąć jego decyzji: po co pchać się w leśne chaszcze, skoro nie ma żadnego zysku na dystansie?! Przecinam tory kolejowe (i powiem, że lubię to robić, brakowało mi torów kolejowych na moich poprzednich Harpaganach), wstaje już dzień, robi mi się za ciepło, zdejmuję polar i wkładam do plecaka. Wygodna leśna droga przez jesienny las skręca na północny wschód, przecinam szosę Kartuzy - Dzierzążno, za mną ludzie, przede mną ludzie, ale na próżno próbuję dostrzec drużynę Artura. O 7:43 docieram na szóstkę. Ostatnia porcja herbaty z termosu i przesiadka na sok wieloowocowy. Artura nie było i nie ma... (Spotkam się z nim, ku mojemu zdumieniu, na PK 10 dopiero i dowiem, że... zaraz po naszym rozstaniu pogubili się w lesie i stracili sporo czasu :-D).

PK 6 -> PK 7 (47,0 km)

Harpagan-32: PK 6 -> PK 7

Z szóstki czasem na północ, czasem bardziej na zachód, do przysiółka Kobysewa, gdzie tak jak inni, skręcam w prawo na północny wschód. Słońce już wyraźnie nad horyzontem, świetna okazja do zasmakowania charakterystycznego kaszubskiego pagórkowatego krajobrazu. Skręcam w lewo i idąc skrajem lasu docieram do szosy Grzybno - Przodkowo. Tutaj staję przed wyborem: albo kawałeczek szosą w lewo i skręcić w polną ścieżkę w prawo, albo 0,5 km szosą w prawo i skręcić w polną ścieżkę w lewo. Wybieram wariant 1.

Na mapie ma być ścieżka, w rzeczywistości jest tylko miedza. Ale cóż, trzeba brnąć dalej, tym bardziej, że ludzie podążyli moim śladem. Miotamy się teraz razem na oślep. Trafiamy w końcu na jakieś opuszczone zabudowania (to chyba ten Sośniak na mapie). Dwadzieścia minut szwędamy się po lesie w poszukiwaniu jakiegokolwiek punktu, który określiłby nasze położenie. W końcu na skraju lasu chyba się udaje; wygląda na to, że jesteśmy 200 m na południowy zachód od PK 7, na który ostatecznie docieramy na podstawie dochodzących nas odgłosów :-). Na wszystkich zbłąkanych czeka tu nagroda w postaci szczególnie uroczej obsługi ;-). Jest 9:36.

PK 7 -> PK 8 (51,0 km)

Harpagan-32: PK 7 -> PK 8

Aczkolwiek punkt położony jest podobno na rogu przecinki, ja żadnych przecinek nie widzę, postanawiam więc przedrzeć się kilkadziesiąt metrów przez las na zachód do drogi i na skrzyżowaniu skręcić w prawo na północny wschód. Po wyjściu z lasu spotykam przy drodze wylegującą się na słońcu harpaganowiczkę. Na wszelki wypadek pytam, czy wszystko w porządku. Teraz już tylko prosto przez Kosowo do szosy Przodkowo - Pomieczyno, jeszcze kilometr szosą i wkraczam do szkoły. Jest 10:40.

Oddaję mocz do celów naukowych (studenci z koła naukowego z Akademii Medycznej w Gdańsku prowadzą badania nt. patologii moczu po długotrwałym wysiłku fizycznym), następnie priorytet, czyli posiłek, później opłukanie nóg. Kładę się "na chwilę" na karimacie i... tracę świadomość.

PK 8 -> PK 9 (56,0 km)

Harpagan-32: PK 8 -> PK 9

Budzę się po czterdziestu minutach. Stan moich stóp jest ani szczególnie dobry, ani szczególnie zły; wątpliwości, że jestem w stanie jeszcze coś zrobić na drugiej pętli nie mam żadnych. Żadnych też złudzeń na zostanie Harpaganem. Robię przepak i o 12:10 wyruszam dalej. Mamy piękny, słoneczny dzień. Drobne zakupy w miejscowym sklepie spożywczym, kilometr szosą w stronę Pomieczyna i skręcam na północ w polną drogę. Za 15 minut idę już w rzeczywistości znacznie odbiegającej od tego, co jest na mapie: zamiast pól - nowa polbrukowa droga, jakieś zakłady - tartak jakiś, czy co. Widzę przede mną harpaganowicza, który nadszedł ze wschodu i teraz bardzo sensownie skręca w prawo. Idę za nim i za 5 minut krętą drogą przed dolinę docieram do dziewiątki. Jest 13:12.

PK 9 -> PK 10 (64,0 km)

Harpagan-32: PK 9 -> PK 10

Teraz czeka mnie sama przyjemność: ciepło, słońce i oczywista trasa wygodną szosą przez Trzy Rzeki i Pomieczyno. Z tym, że stopy coraz bardziej dają znać o sobie :-/. W Pomieczynie Małym kieruję się droga na południowy zachód do lasu. Gdzieś z lewej zmierza ku mnie jakiś człowiek z mapą. Okazuje się, że ma spore problemy z odnalezieniem dziesiątki. Dla mnie droga jest oczywista, zero jakichkolwiek wątpliwości, więc ruszamy razem. Po wejściu w las, zaczyna padać (!). Dość intensywnie, ale na szczęście tylko przez parę minut. Wkrótce bez najmniejszych problemów docieramy do PK 10, jest 14:54.

Na punkcie siedzimy wraz z innymi dłuższą chwilę. Ktoś do mnie podchodzi:
- Cześć, Przemo!
Ze zdumieniem spostrzegam Artura wraz z jednym już tylko towarzyszem z naszej koalicji. Zaraz ruszają w dalszą drogę.

Dla mnie to już koniec, Cyprian (bo tak ma na imię mój towarzysz) chce brnąć dalej.
Odpowiadam:
- Gdyby jedenastka to był postój taksówek, to bym poszedł.
Czuję się na siłach tam dotrzeć, ale z moimi stopami nie wyobrażam sobie ponaddwudziestokilometrowego powrotu do bazy. Ostatecznie postanawiam iść dalej, w końcu jest dopiero 15: godzina i mam sześć godzin, które mogę spędzić albo na walce, albo na czymś mniej ambitnym. Jakoś to będzie.

PK 10 -> PK 11 (73,0 km)

Harpagan-32: PK 10 -> PK 11

Decyduję się na jedenastkę, między innymi dlatego, że są to okolice znane mi już bardzo dobrze z mojego pierwszego Harpagana w Sierakowicach (wiosna 2005). Ze względu na moją stopę idziemy dość wolno, a ponieważ gawędzimy sobie z Cyprianem na różne ciekawe tematy, np. GPS, o którego fascynujących możliwościach Cyprian wiele wie, nie bardzo kiedy mam czas zaglądać do mapy... i idziemy nie najkrótszą, ale pewną drogą przez Sianowską Hutę, Kolonię (gdzie zatrzymujemy się na chwilę pod sklepem spożywczym budząc zainteresowanie miejscowych Kaszubów), Głusino, następnie dwa i pół kilometra na północ w trakcie których robimy dwa odpoczynki, w tym jeden przy grobie przy skraju lasu. Wreszcie skręcamy w prawo i pewny atak na punkt od północy. 18:27. Poszło mi w tym bagnistym lesie nieporównywalnie lepiej niż na wiosnę 2005 roku ;-).

Dla mnie to bezdyskusyjny koniec Harpagana. Czasu i kondycji na dwunastkę jest sporo, ale stopy są w stanie śmierci technicznej. Cyprian rusza z nowym towarzyszem dalej, ale po trzech nieudanych próbach wyjścia z lasu też się poddają.

Teraz dwie i pół godziny pogawędki przy ognisku z obsługą punktu (z Poszukiwawczego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego) i tłumny powrót do szkoły samochodem po likwidacji punktu.


Epilog

Później okaże się, że wynikach wstępnych będę miał zaliczone tylko 10 PK, a w wynikach końcowych - 7 (!) PK. Przyczyna: podobno na półmetku w szkole nie wpisałem czasu na karcie startowej. Ech... Ale przynajmniej na dyplomie mam te 73 km :-P.


Wnioski

Wnioski na kolejną edycję, gdzie będę chciał zaatakować tytuł Harpagana :-):


Podziękowania

Podziękowania dla organizatorów za:

Podziękowania dla:

za wspólne maszerowanie.


Przemysław Janiszewski (numer startowy 134)
p.janiszewski@hydrus.pl

<< powrót